Bokser

Bokser jest małpką, która przez 50 lat należała do Jerzego Sosnowskiego. W moje ręce trafiła 6 października 2021. Jak do tego doszło? Otóż pewnego dnia na Facebooku, na swoim prywatnym profilu tylko dla znajomych napisałam:

Głupia sprawa.
Na grupie „uwaga śmieciarka jedzie” znalazł się post, że ktoś odda starą (ponad 50-letnią) pluszową małpkę. Napisałam do autorki posta tak, jak widać. Odpowiedziała mi, że rodzina właściciela zginęła na Wołyniu, a potem zablokowała mnie. Posta na grupie już nie widzę. Małpki już nie ujrzę. Jest mi kurewsko przykro!!!
Chciałabym zrozumieć.

I wtedy odezwał się Jerzy z pytaniem/propozycją:

przeczytałem Twój wpis o pluszowej małpce – i pomyślałem sobie, że może przyjęłabyś pluszową małpkę ODE MNIE? Rzecz w tym, że porządkując mieszkanie po mamie natknąłem się na swoją pluszową małpę z dzieciństwa, która ma – i to jest jej wyjątkowość! – własną garderobę. Moja babcia i siostra uszyły jej kilka kompletów ubranek (wyjściowe i sportowe, na jesień i lato, piżamę wraz ze szlafrokiem kąpielowym etc.). Nie mam serca tego rękodzieła wyrzucić; z drugiej strony w oczach żony mój wizerunek nieco ucierpiał (“I co zamierzasz z tym robić?”). Więc gdybyś chciała tę moją małpkę przygarnąć, to jestem gotów Ci ją dostarczyć we wskazane miejsce. PS. Uczciwie mówiąc, futro małpki się sypie, obawiam się, że trzeba by ją ogolić… Aha, miała na imię Bokser (!). Daj, proszę, znać.

A ja oczywiście przyjęłam Boksera z radością.

A teraz więcej informacji o nim od pierwotnego właściciela:

Małpkę nazwaną przeze mnie Bokserem dostałem od starszej siostry na imieniny prawie na pewno w kwietniu 1971 roku. Rok później w czasie wakacji w Kołobrzegu, dokąd jeździliśmy co roku na dwa miesiące ze względu na moją astmę alergiczną, przez jakiś czas moją siostrą i mną opiekowała się mama mojego taty, czyli moja babcia: Maria Sosnowska z d. Jaroszewicz, wdowa po zamordowanym w Auschwitz Witoldzie Sosnowskim, współzałożycielu konspiracyjnej organizacji harcerskiej „Wigry” i głównym ideologu tychże „Wigier”. Podobno ukończyła przed wojną szkołę dla panien matki Urszuli Ledóchowskiej, co zresztą przydało jej się tuż po wojnie, gdy bez męża, z trójką nieletnich dzieci, będąc dotąd po prostu panią domu, znalazła zatrudnienie najpierw w bufecie na lotnisku Okęcie, a potem w kwesturze Politechniki Warszawskiej. Jestem prawie pewien że w tej szkole poza nauką gotowania i uproszczonej księgowości uczono też wykrojów i szycia – inaczej nie umiem sobie wytłumaczyć umiejętności uszycia garderoby na stwora o raczej dość nietypowych wymiarach. To szycie, nie pamiętam już, czy było inicjatywą babci, czy mojej szesnastoletniej wówczas siostry (Doroty dziś Wiślickiej, już na emeryturze, ostatnio w dziale eventów Centrum Kopernik). W każdym razie we dwie pracowały całe lato, czego efekt masz przed sobą. Ja miałem wtedy dziesięć lat i wprawdzie przez czas jakiś pracowicie ubierałem Boksera zgodnie z pogodą, ale coraz częściej słyszałem ironiczne uwagi, że chłopiec, a bawi się lalkami, więc pewnie najpóźniej w 1974 roku Bokser został na zawsze w kolejnym ubranku, a mniej więcej trzy lata później, kiedy poszedłem do liceum, zniknął mi z oczu, jak to bywa z naszymi pluszowymi przyjaciółmi z dzieciństwa. W latach 90. zauważyłem go, już „gołego”, w jakiejś szafce w mieszkaniu mojej mamy, i do niedawna byłem przekonany, że jego garderoba została wyrzucona. Tymczasem kiedy mama umarła w 2019 roku, a my z siostrą zaczęliśmy porządkować jej (nasze rodzinne) mieszkanie, garderoba się odnalazła. Nie miałem serca jej wyrzucać, moja żona ją uprała i tylko raz zapytała, co zamierzam właściwie z tym zrobić – a ja zacząłem szukać Bokserowi nowego domu. Tak się przedstawia ta historia. Załączam fotografię: mój tata, Bokser (jeszcze bez ubrania) i ja, lipiec 1971.

A oto Bokser na rewii mody, czyli prezentujący swoją odzież. Sesja fotograficzna dla PluszakVogue 😉